Poczytałam trochę stron i for zagranicznych, gdzie mowa o Scutariella japonica. Ogólnie informacji jest bardzo mało - nie znalazłam źródeł stricte naukowych opisujących dokładnie ten gatunek, wszystko przewija się na stronach poświęconych krewetkom. Nie są to przywry, jak się popularnie mówi, choć także należą do płazińców.
Zdania na temat szkodliwości są podzielone.
Na forach zachodnich (głównie amerykańskich), panuje pogląd, że są nieszkodliwe. Ludzie piszą, że ich krewetki to mają i nie widzą żadnego wpływu na ich funkcjonowanie (nawet po kilku miesiącach obecności w baniaku): problemów z wylinką, podwyższonej śmiertelności, osłabienia itp. Niektórzy sugerują, że Scutariella japonica wchodzi z krewetką w rodzaj symbiozy - osiada na głowie i rostrum, by chwytać i wchłaniać resztki pokarmu pływające wokół żerującej krewetki (być może spazmatyczne ruchy wykonywane przez całe "stadko" tych stworzonek to właśnie metoda łapania mikrodrobinek pożywienia). Wg źródeł, które czytałam, nie zaobserwowano tych robaków na rybach czy ślimakach - tylko na krewetkach i to czasem tylko na jednym rodzaju (np. tylko na Red Cherry, choć w tym samym baniaku są też CR). Często uznają płazińca za obojętnego zwierzętom, ale szpecącego. Do zwalczania polecają preparaty przeciw pasożytniczym płazińcom (przywrom, nicieniom itp.): Tremazol, praziquantel, pratel oraz krótkie kąpiele krewetek-nosicieli w... wodzie z dużą ilością soli. Do szklanki wody 1 łyżeczka (lub łyżka - różnie podają) soli akwarystycznej, umieścić krewetkę na 15-30 sekund i po problemie. Robaki odpadają i giną. Nie wiem, czy działa, roztwór jest dość mocny i osobiście bałabym się próbować.
U niektórych robaczki były, były i... nagle same zniknęły.
Na forach europejskich (tu bazowałam głównie na czeskich i trochę na niemieckich; o ile czeski znam perfekt, bo jestem tłumaczem, to z niemieckim gorzej...) panuje przekonanie, że są to szkodliwe pasożyty. Na czeskim portalu
http://www.caridina.cz/news/parazite/" target="_blank" mamy nawet informację, że jest to "mały robak żywiący się krwią zaatakowanej krewetki, wprawdzie bezpośrednio jej nie zabija, ale znacznie ją osłabia, co prowadzi do wzrostu śmiertelności". Nie wiem, ile w tym prawdy i skąd takie informacje. Autor artykułu ma własne doświadczenia ze Scutariella japonica - bezskutecznie próbował usunąć tego płazińca pincetą, potem zaobserwował, że robak potrafi odczepić się od krewetki i czatować na kolejną ofiarę (vide zdjęcia). Nie napisał niestety, czy zaobserwował jakiś negatywny wpływ na krewetki ani jakie były efekty walki z "wrogiem" (Sera Tremazol). Na czeskich forach polecany jest Tremazol, na niemieckich także - praziquantel, pratel.
EDIT: Dostałam odpowiedź od autora strony, poniżej tłumaczenie:Przy tym problemie Sera Tremazol sprawdził się idealnie, ale dopiero za drugim razem, ponieważ za pierwszym nie podałem po tygodniu drugiej dawki preparatu, i Scutariella jap. pojawiły się znowu po ok. 14 dniach. Druga aplikacja Tremazolu definitywnie rozprawiła się z robakami. Możliwe, że jakieś najmniejsze krewetki nie dały rady podczas leczenia, ciężko ocenić. Zgonów dorosłych nie było. W akwarium były też ślimaki i tych (niestety) Tremazol nie ruszył. Polecam stosować się dokładnie do zaleceń w ulotce Tremazolu, a po wymienie wody dodać bakterie, ja używam Sera Nitrivec.U siebie zauważyłam tylko, że gdy krewetki przeszły wylinkę (wszystkie pancerzyki wyjęłam), pasożyt zniknął. Wszystkie już są po wylince (wczoraj przeszły ją 2 ostatnie sztuki) i na razie nie widzę robaczków na ich głowach. Na razie nie będę stosować żadnych preparatów, choć No-planaria i tak zamówiona ;) Pozostaje obserwować.
EDIT: wróciły, choć nie tak licznie (są na 2 krewetkach z 5) ;)
Przepraszam za dłuższy elaborat, ale temat bardzo mnie zaintrygował i zachęcił do poszukiwań. Może komuś się przydadzą te informacje. Dla mnie wniosek jest jeden: możliwe, że to nie jest żadna "krwiożercza bestia" dziesiątkująca stada krewetek i stosowanie chemii jest całkowicie zbędne (możemy zaszkodzić krewetkom i baniakowi bardziej, niż te płazińce). W naszych baniakach żyją dziesiątki stworzonek (widocznych i niewidocznych gołym okiem), które uznajemy często za groźne, a które w rzeczywistości są obojętne czy nawet pożyteczne. Demonizujemy stułbie (że pożerają krewetki), ślimaki (że pożerają nam rośliny, choć budowa aparatu gębowego im na to nie pozwala) i staramy się tępić wszystko, co żywe, poza zwierzętami, które sami celowo wprowadziliśmy. Niepotrzebnie :)